28 listopada 2022

Jak zmanifestowałam wyjście do konkretnej restauracji? 

Jak przez przypadek mój mąż i moja córka zjedli Shaormę w Sphinx’ie zamiast soczystego amerykańskiego  burgera w Zigzacu? Może brzmi to zwyczajnie, ale jeśli dotrwasz do końca, zobaczysz, jak Wszechświat potrafi działać.

 

Manifestacja, inaczej tzw. “przyciąganie” swoich celów oraz pragnień kojarzy się najczęściej ze zmianą stylu życia na bardziej bogate. Chodzi głównie o nabycie rzeczy materialnych takich jak dom, samochód czy zagraniczna wycieczka. Jednak wykorzystanie mechanizmu manifestacji może być również pomocnym narzędziem w kreowaniu życia codziennego. Dzięki manifestacji możesz być naprawdę szczęśliwy/a na co dzień. 

 

Pojawiła się IDEA

Przez czas pandemii, wszelkie wyjścia zostały przez nas zaniedbane i gdyby nie ciekawość świata mojej córki pewnie jeszcze długo nigdzie byśmy nie wyszli. Pewnego dnia Blanka przyszła do mnie i mówi: 

“ Mamo, może gdzieś byśmy sobie wyszli do restauracji, bo dawno nigdzie nie byliśmy?” 

Stwierdziłam, że to fajny pomysł i w końcu trzeba się gdzieś wspólnie wybrać. Na horyzoncie pojawił się 11 listopada i to był dobry dzień na to, żeby wybrać się na rodzinny posiłek na miasto. 

 

Zanim stała się MAGIA

Skoro już podjęłam decyzje o zafundowaniu rodzince obiadu na mieście, trzeba było podjąć decyzję, dokąd idziemy. Wiedziałam, że nie chcę, żeby to było miejsce zbyt pospolite, typu McDonald czy KFC. Zaczęłam poszukiwać w myślach fajnych miejscówek, gdzie jeszcze nie byłam z moją córką. Przyszła mi na myśl restauracja ZigZac, bardzo ciekawe miejsce na kulinarnej mapie Szczecina. Sprawdziłam, czy nadal to miejsce jest otwarte i postanowiłam poinformować o tym moich najbliższych.

 

Nagła zmiana planów…

Jeszcze przez kilka dni cieszyłam się zaplanowanym wyjściem. Do tego stopnia, że postanowiłam stworzyć grafik regularnych wyjść z uwzględnieniem konkretnych miejsc. W myślach przywoływałam restauracje i puby z potencjalnie dobrym jedzeniem, które chciałabym odwiedzić. Zanotowałam trzy pozycje i nagle opcje mi się wyczerpały. Zapytałam więc o pomoc wujka Google i rozpoczęłam analizę opinii na temat różnych lokali w mieście. Nagle moim oczom ukazała się strona restauracji Sphinx. Wiem, wiem, zwykła sieciówka z dobrym jedzeniem i nic poza tym. Żadna rewelacja. Ja jednak czułam, jakbym odkryła jakiś skarb.

Po pierwsze totalnie zapomniałam, że to miejsce istnieje, a po drugie poczułam do niego silny sentyment. To pierwsza fajna restauracja, do której udałam się w moim dorosłym życiu. Moja pierwsza styczność z tym miejscem zdarzyła się, kiedy jeszcze uczęszczałam do liceum. Kawał czasu temu. Nagle zaczęłam wspominać wszelkie zabawne sytuacje związane z wizytami w tej sieciowej restauracji. Ludzie z tamtych lat, radość młodości, odkrywania , energia, zabawa… To wszystko sprawiło, że poczułam się naprawdę bardzo dobrze. Czułam taką prawdziwą radość, przyjemną radość, którą wywołały wspomnienia tamtych dni. Przez chwilę przeniosłam się do tamtych miejsc, do tamtych ludzi, do tamtych sytuacji. Nawet gdy teraz opisuję te doświadczenia, przeżywam wszystko na nowo. Postanowiłam, że muszę zaprowadzić tam moją córkę i opowiedzieć jej wszystkie historie związane z tym miejscem. Jednak cel naszej wyprawy był już wybrany, więc wizyta z Sphinxie została zaplanowana na pierwszy kwartał nowego roku. Decyzja podjęta, postanowione, koniec tematu.

 

Przyszedł ten dzień… Magiczny 11 listopada

Dzień jak co dzień, za oknem szaro i buro. Nasz entuzjazm jednak sięgał zenitu. Mój mąż wymarzył sobie soczystego amerykańskiego hamburgera, a córka cieszyła się całością przygotowań i samym wyjściem. Do restauracji mieliśmy dojechać tramwajem. Przed wyjściem sprawdziliśmy dokładnie rozkład jazdy, żeby nie było żadnych niespodzianek w związku z obchodzonym  świętem. Wsiedliśmy w tramwaj i nic na początku nie zapowiadało dodatkowych turbulencji. W połowie drogi tramwaj jednak zmienił trasę i zboczył na inny tor. 

Trochę się zdziwiliśmy, jednak pomyślałam, że to pewnie zmiana trasy ze względu na plac, przez który miał jechać tramwaj. Co roku odbywają się tam uroczystości przy pomniku Józefa Piłsudskiego. Jednak za chwilę tramwaj znowu skręcił w zupełnie innym kierunku, oddalając się coraz bardziej od pierwotnej trasy. Zaniepokojeni wysiedliśmy na najbliższym przystanku, by złapać środek lokomocji, który dowiezie nas do punktu docelowego. 

Niestety w dzień świąteczny komunikacja miejska niekoniecznie sprzyja pasażerom. Najlepsza opcja sprawiła, że dojechaliśmy do miejsca oddalonego około kilometra od restauracji, którą wybraliśmy. Postanowiliśmy tę trasę pokonać pieszo. Taki rodzinny, świąteczny spacer. Dotarliśmy w końcu do ZigZaca. To, co zobaczyliśmy na miejscu, nie było niestety spełnieniem naszych marzeń. Wszystkie miejsca siedzące zajęte. Co za pech! Nie zastanawiając się długo, podjęliśmy decyzję, że idziemy do innego, dość słynnego lokalu w Szczecinie gdzie można dobrze zjeść. Minus był taki, że musieliśmy pokonać znowu pieszo tę samą trasę. Niestety, po dotarciu na miejsce okazało się, że brak wolnych miejsc, żeby usiąść i zjeść. Zmęczeni, głodni i zrezygnowani, zastanawialiśmy się co zrobić. Moi bliscy bardzo mocno naciskali na sprawdzony fast food na M w pobliskiej galerii. Ja początkowo nie chciałam takiego rozwiązania, ponieważ nastawiłam się na świąteczny obiad w miłym miejscu. Niestety dwóch na jednego… Przegłosowali mnie i tym sposobem udaliśmy się w kierunku galerii handlowej, żeby zjeść sprawdzonego hamburgera. 

Gdy byliśmy już coraz bliżej galerii handlowej, moim oczom ukazał się szyld restauracji, a właściwie dwóch. Pierwszy z nich zapraszał na obiad w czeskim wydaniu. Natomiast zaraz za nią rozpościerał się szyld restauracji Sphinx. Kiedy go zobaczyłam, ucieszyłam się jak dziecko. Wyszło na moje, będzie świąteczny obiad w miłej atmosferze. Ostatecznie zdecydowałam za moich najbliższych, że to właśnie tam idziemy zjeść. 

 

Myśl stała się rzeczywistością!

I nic w tym nie byłoby nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zupełnie zapomniałam, że tam jest restauracja Sphinx. Nawet gdy zastanawialiśmy nad lokalem zastępczym dla ZigZaca, nie pomyślałam, że możemy tam iść. Wręcz przeciwnie, chciałam się jak najdalej trzymać od galerii handlowych. I tak naprawdę w pierwszej chwili nie pomyślałam, że to sprawka Wszechświata. Dopiero kiedy usiedliśmy w środku, wzięłam do ręki menu, zobaczyłam klasyczną Shoarmę, znowu dopadły mnie te miłe uczucia, te wspomnienia, ta niesamowita przyjemność. Wtedy mnie oświeciło. Kiedy docieraliśmy do ZigZaca, tramwaje linii, którą podążaliśmy, jeździły normalną trasą. Potem nie było miejsca w dwóch wybranych restauracjach, a na końcu zdecydowaliśmy się na wizytę w galerii, przy której znajdował się Sphinx. Przypomniałam sobie pierwszy moment, kiedy robiłam listę restauracji. To właśnie z tą restauracją byłam związana mocno emocjonalnie i przez to zrealizowało się moje marzenie. 

Każde doświadczenie Manifestacji, jakiego doświadczyłam, dowodzi, że uczucie ulgi czy też odpuszczenie jest bardzo kluczowe. Możesz robić milion afirmacji, wizualizacji, różnego rodzaju ćwiczeń. Nic to nie da, jeżeli nie będziesz w sobie posiadać tych odpowiednich uczuć. Mój mentor Bob Proctor określał to jako wejście na odpowiedni poziom wibracji, czyli zsynchronizowanie się ze swoim celem/marzeniem. 

Życzę Ci z całego serca podobnych doświadczeń.

 

 

 

 

 

Inne ciekawe artykuły